Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Koprzywnicy
spacer doliną starej Koprzywianki operacja KOPRZYWIANKA Koprzywnickie Bziuki - wpis na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Dożynki Gminne Rowerowa Koprzywnica Grupa Historyczno-Ekspolracyjna Wisła Spacer trasami nordicowymi. Zespół Ludowy Powiślanie Zespół Pieśni i Tańca Mali Powiślanie Bziuki Bziuki Operacja Koprzywianka #3 Operacja Koprzywianka #3 Stroiki świąteczne Ferie dla najmłodszych Spektakl mikołajkowy świąteczne animacje Eliminacje gminne - Młodzież Zapobiega Pożarom

Koprzywnickie Bziuki

Święta Wielkiej Nocy są z zasady wyjątkowe, ale w Koprzywnicy nabierają na prawdę niesamowitego charakteru za sprawą koprzywnickich bziuków, które rokrocznie mamy okazję oglądać w kościele p.w. Matki Bożej Różańcowej. To swoiste widowisko ma już długą tradycję, choć nikt nie wie skąd się wzięło. Wyjaśnieniem tej zagadki może być legenda autorstwa Józefa Myjaka znanego regionalisty i redaktora.

W tradycję nocy zmartwychwstania na wzgórzu Maryjnym wpisało się również obwieszczanie radosnej nowiny przez wystrzały oddawane z armaty przez Chorągiew Ziemi Sandomierskiej w momencie, gdy ksiądz wychodzi z kościoła trzymając w rękach Najświętszy Sakrament, przed którym kroczą rzeczeni bziukacze, kółko żywego różańca, wierni. Ten rzadki i podniosły moment dokumentowały: telewizja Kielce, TVN 24, 1 TVP Echo Dnia, Tygodnik Nadwiślański, Gazeta Wyborcza Kielce, Koprzywnickie Pejzaże. Pod legendą zamieszczamy specjalnie dla państwa wypowiedzi strażaków biorących udział w teatrze ognia ku czci Jezusa Chrystusa. Mamy nadzieję, że ten materiał Państwa zaciekawi i przeniesie do tych wyjątkowych chwil.

 

 

 

 

 

Skąd się wzięły koprzywnickie Bziuki?

 

 

Bziuki koprzywnickie, czyli dmuchanie, bziukanie ogniem, przysporzyło w ostatnich latach miastu popularności. Szczególnie w okresie Wielkanocy gazety, radio i telewizja zachwycają się tym starym zwyczajem.

A cóż to takiego jest? Żeby z siebie wyrzucić strumień ognia, koprzywnicki strażak w usta nabiera z butelki niewielka porcję nafty, a następnie, sobie wiadomym sposobem, pryska mocnym strumieniem rozbity na cząstki płyn, któremu podsuwa zapalony kaganek. Nafta się zamienia w płomień, który efektownie rozjaśnia świąteczny mrok. Koprzywnicy strażacy ustalili ongiś, że bziukać będą podczas procesji rezurekcyjnej w Wielką Sobotę paradując w procesji wokół parafialnego kościoła.

Na pytanie, dlaczego w Koprzywnicy na Wielkanoc bziukają? Tak na dobrą sprawę nikt nie umie odpowiedzieć. Mówi się wtedy, że tak od dawna strażacy sobie dmuchają. Dodać tu należy, że w Koprzywnicy taki zwyczaj się uchował od zamierzchłych czasów, że na wzgórzu, gdzie stoi kościół, ongiś w pogańskich jeszcze czasach, oddawano część bogowi ognia. Jedyny, który mi wyjaśnił powstanie bziuków, był stary Arnold, który czasami zapędza się z wędką nad Wisłę w okolicę Krzcina. Przyjeżdża tu z Ostrowca Świętokrzyskiego. Jego dziadek był szewcem w Koprzywnicy, ale jeszcze w XIX w. wypędziła go z miasteczka bieda. Pojechał a raczej poszedł, bo nie miał pieniędzy na podróż do Ostrowca, gdzie wtedy młodych i silnych chłopców przyjmowano do huty żelaza. Choć raczej ze skórą, młotkiem i szewskim kopytem miał do czynienia, to jednak szybko przywykł do wielkiego pieca, co to roztapiał żelazo na ognisty płyn. W Ostrowcu założył rodzinę i nawet mu się dobrze powodziło. Jego dzieci też pracowały w hucie. Pewnego razu dziadek małego Arnolda zabrał go do huty i tam chłopiec najbardziej zachwycał się strumieniem iskier podczas wypływania surówki z wielkiego pieca. Te snopy małych ogników pryskających na wszystkie strony, tak zafascynowały chłopca, że potem ciągle pytał dziadka skąd się biorą takie iskry. Wtedy stary już hutnik opowiedział mu przygodę z wcześniej młodości.

Pewnego wczesnowiosennego dnia, jego ojciec notabene również szewc, wysłał syna do Sandomierza po naftę, bo zabrakło jej u koprzywnickiego Żyda. Była mu potrzebna do oświetlenia warsztatu, gdyż dostał spore zamówienie na buty i musiał pracować wieczorami. Chłopiec wybrał się więc do miasta, gdzie kupił w rynku naftę i szybko wracał do Koprzywnicy. Czekał go bowiem kilkugodzinny marsz, a tu szybko zapadał zmrok. Szedł więc starym gościńcem krakowskim, niosąc w jednym ręku bańkę z naftą, a drugiej niewielki kaganek z zapaloną w środku świeczką. Kiedy szedł przez podmiejskie wioski gęsto zaludnione i gwarne było jeszcze widno i kroczył raźno, ale kiedy minął Szewce, znalazł się już na pustym trakcie i poczuł niepewnie. Szczególnie nieprzyjemnie robiło się wilcze doły, zarośnięte wąwozy i rozdoły między Szewcami a Sośniczanami. Trwożliwie oglądał się za siebie, mrok, bowiem gęstniał as księżyc schował się na krawędzi doliny Wisły. Brudny, ustępujący śnieg już nie rozjaśniał czerni wieczoru. W pewnym momencie usłyszał, a może się mu zdawało, że ktoś przeziera się z gęstwy tarninowych krzaków w jego stronę. Kiedy zwrócił się w tamtą stronę ujrzał w mroku dwa świecące się punkty. Niechybnie diabeł albo ci wilk jakiś – pomyślał chłopiec. Chłopiec biegł, ale bał się, że mu zgaśnie kaganek i wtedy to już będzie zupełnie źle. Gorączkowo zastanawiał się, co zrobić w tej sytuacji. Nagle przypomniał się sobie, jak to nieraz dla zabawy pomocnik ojca co to w warsztacie ojca uczył się szewskiego rzemiosła, brał w usta nieco nafty i prychnął nią nad płomieniem wydobywającym się z otwartego paleniska. Powstawał wtedy iskrzący się warkocz. Teraz tu na krakowskim trakcie może to samo zrobić. Ma naftę, kaganek z ogniem, a wilki przecież boją się ognia. Nabrał więc w usta trochę nafty, uniósł kaganek do góry i przez niego zaczął wydmuchiwać naftowe opary, które wybuchały niegroźnym, ale efektownym płomieniem. Puszczał, więc taki odstraszający ogień w stronę krzaków i szedł dalej w kierunku Koprzywnicy. Poczuł się wtedy raźniej i droga mu szybciej ubywała. Tak dotarł do rodzinnego domu. Matka ucieszyła się, że wrócił cały i zdrowy, a ojciec też się nie gniewał, że trochę nafty z bańki ubyło. Kiedy usłyszał jak sobie jego dzielny syn poradził z wilkami obiecał, że w czasie przed wielkanocnych obrzędów religijnych w najbliższą Wielką Sobotę, on sam, w podzięce Bogu za pomoc, tym samym sposobem będzie wzniecała ogień przed kościołem. I tak widzisz pan, powstały w Koprzywnicy Bziuki, zakończył swoje opowiadanie Arnold wyciągając z Wisły dorodnego leszcza.

Józef Myjak

 

 

 „Nie pamiętam ile to wieków może być starsze jeszcze przede mną bziukały, nauczyłem się od dziadka, pradziadka i tak przechodziło z pokolenia na pokolenie.”

 

„Bierzemy naftę do ust, wydmuchujemy naftę na zapaloną pochodnię i przy tym jest podskok do góry”.

 

„Trzeba bardzo mocno dmuchać z wiatrem nie pod wiatr, żeby ogień się nie cofnął i będzie dobrze”.

 

Wypowiedzi strażaków OSP Koprzywnica zaczerpnięte z serwisu yotube.com dotyczące relacji z rezurekcji na przestrzeni lat 2001-2009

 

 

Bziuki

Utworzono dnia 02.02.2022, 15:06